środa, 30 września 2015

To i Owo: Everest


- Najbardziej podobało mi się, że film nie opowiada historii człowiek vs. mordercza góra, o tym jak nie można zwyciężyć Matki Natury. Mount Everest po prostu jest, na pierwszym planie, albo czający się w kącie kadru, obojętny na tych co przyszli, tych co byli i tych co zostaną na zawsze. Chwilami jest piękny, ale to zawsze piękno podziwiane z daleka. Z bliska jest lód, śnieg, huczący wiatr i śnieżna ślepota. Może to nie jest zapierające dech filmowe doświadczenie (szczerze mówiąc, byłam pewna, że film będzie odpowiednikiem Grawitacji - pomysłem sprawdzającym się jedynie w kinie, w 3D - myliłam się kompletnie, 2D, mniejszy ekran nic nie ujmą doświadczeniu), ale zwyczajność śniegu i kamieni czyni wszystko bardziej prawdziwym.
- I nie ma bohaterów. Po prostu jedni zeszli, inni zostali na górze. Postacie są ledwie naszkicowane - dzielny i odpowiedzialny lider, sympatyczny zwyczajny człowiek z pasją, utalentowany lekkoduch, analizujący towarzyszy intelektualista. To nie są stereotypy, ot, zwykła grupa ludzi, którą można opisać jak każdą inną. Podkreśla to tylko tezę twórców: zwykli ludzie nie powinni mierzyć się z najwyższą górą świata.
- Czarnym charakterem filmu jest nadmierna pewność człowieka. To, że sprzęt i logistyka wystarczą do organizowania wycieczek w najbardziej niebezpieczne rejony świata. W poszukiwaniu unikalnych doświadczeń ludzie kończą w 45-minutowej kolejce do drabiny nad przepaścią i denerwują się, że jest niczym w kolejce w Walmarcie (taki amerykański Lidl). I robią to bez żadnego prawdziwego powodu -„Because it’s there!” brzmi żałośnie w świetle późniejszych wydarzeń. Fantastycznym symbolem komercjalizacji Everestu jest pierwsza scena ze Scottem Fisherem (Jake Gyllenhaal), gdy siedzi na leżaku w Obozie Pierwszym z kubkiem ze Starbucksu.
- Z technicznych uwag: reżyser filmu, Baltasar Kormakur podjął świetną decyzję, kręcąc zdjęcia w Wysokich Alpach i Nepalu - byli w obozie u podnóża góry (South Base Camp). Na zielonym tle zrealizowano jedynie sceny przy lodowych wodospadach Khumbu i Hillary Step (ścianie Hillary’ego? nie zwróciłam uwagi, jaka jest polska nazwa). Prawda ekranu, bo myślę, że wszyscy już jesteśmy zmęczeni udawaniem, że CGI wygląda prawdziwie.

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

© Agata | WS | X.