- Przede wszystkim we wszelkich rozmowach mówię: Człowiek Mrówka. Brzmi to tak fantastycznie absurdalnie, przywołuje na myśl horrory z lat '50 i dawne filmy sci-fi.
- Filmowi udaje się wskrzesić czar pierwszych filmów Marvela, nie próbuje udawać, że oglądamy Bardzo Ważne Rzeczy, bohaterzy nie ratują świata pięć minut przed jego końcem, a ostateczna walka sił dobra i zła nie toczy się w niszczonych miastach przez grupy pełne niezwykłych mocy tylko w różowej sypialni małej dziewczynki gdzie walczy ze sobą dwóch całkiem zwykłych mężczyzn, którzy mają dostęp do super garderoby. To zaskakująco odświeżające.
- Strukturą przypomina mi pierwszego Iron Mana, gdzie świat jest jeszcze całkiem mały (twórcy zostawiają nam zaskakująco dużo swobody w ignorowaniu uniwersum Marvela - np. zupełnie nieistotne jest z kim Człowiek Mrówka walczy na dachu tajemniczego magazynu), a główny bohater próbuje sobie poradzić z własnymi relacjami ze światem przy pomocy ekstra kostiumu. Tam emocje filmu niósł pełen charyzmy Robert Downey Jr, tu role protagonisty pełni uroczy i z fantastycznym komediowym wyczuciem Paul Rudd.
- Judy Greer powinna zmienić agenta, bo ileż można przewracać oczami widząc ją znów w roli archetypu nudnej matki.
- Antman realizuje zasadę, która tak świetnie wychodzi w Capitain America - tam pod pozorem filmu o superbohaterach oglądamy film wojenny (odwołujący się do klasyków z lat '50 i '60) lub film szpiegowski (czerpiący z tradycji lat '70). Tutaj mamy klasyczny heist movie (chyba nie ma polskiego odpowiednika na hasło filmy o złodziejach - mam na myśli gatunek reprezentowany choćby przez The Italian Job z 1969).
- Dlaczego zły charakter zawsze jest łysy?
- Bardzo przyjemnie oglądać film, który pozwala nam śmiać się nie dlatego, że jest tak żenująco - Antmanowi udaje się nie brać siebie zbyt poważnie i jest na tyle inteligentny, że wie, iż niemal komputerowo generowane sceny walki nie robią już na publiczności wrażenia. Zamiast tego daje nam czystą radość i serię gagów (paletka pingpongowa! Thomas the Tank Engine!)
- I na koniec Michael Pena, któremu podarowano dwa fantastyczne monologi - radzę się wsłuchać w rytm i melodię jego wypowiedzi, genialny sposób w jaki wciela w życie głosy innych.
czwartek, 23 lipca 2015
To i Owo: Ant-man
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Byłam w kinie i okazał się o wiele lepszy, niż na początku się spodziewałam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Rewelacyjne podsumowanie. Dziękuję Ci za Twoją opinię, bardzo mnie zachęciłaś do obejrzenia tego filmu. (No dobra, i tak już wcześniej chciałam, ale teraz bardziej).
OdpowiedzUsuńEpickość Avengersów mnie raziła. Mam wrażenie, że Ant-man zrobi na mnie o wiele lepsze wrażenie.
Dzięki i pozdro! : )
Dokładnie ten sam problem miałam z Avengersami :) I tu szłam z nastawieniem "meh, Marvel znów wyciągnął ze mnie pieniądze" a wyszłam z "ach, dobrze skonstruowane kino rozrywkowe".
UsuńNadal nie widziałam i Avengersów i Ant-Man'a. Musze się w końcu w sobie zawziąć i to zmienić. :D
OdpowiedzUsuń