„Kiedyś, mniej więcej dwa lata przed śmiercią, opowiadał mi o swoim odejściu z tego świata: „Kiedy, nie daj Boże, ginie na polu walki jakiś żołnierz, mołojec, dziewiętnasto-, dwudziestolatek, nu, to jest straszne nieszczęście - ale jeszcze nie tragedia. Umrzeć w moim wieku - to dopiero tragedia! Człowiek taki jak ja, dziewięćdziesięciopięcio-, prawie stulatek, przez tyle lat wstaje codziennie o piątej rano, od prawie stu lat bierze co rano zimny tusz, nawet w Rosji zimny tusz co rano, nawet w Wilnie, już od stu lat je kromkę chleba ze śledziem, pije szklankę czaju i co rano wychodzi na pół godziny, żeby przejść się trochę po ulicy, zimą czy latem, nu, przejść się rano - to żeby zażyć motion! To bardzo dobrze pobudza cyrkulację! A potem dzień w dzień wraca do domu i czyta gazetę, wypija jeszcze jedną szklankę czaju, nu, słowem, to jest tak, że jeśli ten dzielny dziewiętnastoletni bachurczik, nie daj Boże, zostanie zabity, to przecież w ogóle nie zdąży jeszcze nabrać żadnych stałych przyzwyczajeń, bo i kiedy? Ale w moim wieku to już bardzo, bardzo trudno odwyknąć: bo przejść się rano po ulicy - dla mnie to już stare przyczajenie! A zimny tusz - to też przyczajenie. Nawet po prostu żyć - to u mnie już przyczajenie, nu co, po stu latach, kto by potrafił tak od razu zmienić wszystkie swoje przyczajenia? Nie wstawać o piątej rano? Ani tuszu, ani śledzika z chlebem? Ani gazety, ani spaceru, ani szklanki gorącej herbaty? Tragedia!”
Amos Oz Opowieść o miłości i mroku
Brak komentarzy
Prześlij komentarz