sobota, 16 stycznia 2016

Spóźniony post: David Bowie i Złote Globy


Ten rok nie zaczął się za dobrze, prawda? Dawid Bowie, Alan Rickman… Będzie musiał się sporo napracować, aby wyrosła z niego niezła data.

O Bowiem napisano przez te kilka dni mnóstwo tekstów pochwalnych, list najlepszych utworów, artykułów próbujących podsumować niesamowitą karierę i wpływ na popkulturę. Cóż dodać? Chyba tylko, że w poniedziałek rano zadzwonił do mnie mój ojciec, by mi przekazać smutną nowinę i w pewien mniej lub bardziej przewrotny sposób jest to dowód na międzypokoleniowe znaczenie Dawida Bowie. (I jestem bardzo wdzięczna swemu tacie, że oszczędził mnie przed siłą rażenia anonimowego internetowego niusa.

[Jeśli chodzi o Alana Rickmana - do dziś oglądam, za każdym razem gdy się trafi w tv, Robin Hooda, księcia złodziei, dla jego Szeryfa z Nottingham. To bardzo zły moment na przyznanie się, że filmowe Harry Pottery mnie nie zachwycają, prawda? 


O Złotych Globach powiem tylko… rozczarowały. Obrabować Kirsten Dunst z nagrody za absolutnie fantastyczną rolę w Fargo, i nagrodzić Lady Gagę…. to jeden  tych momentów, w których sobie przypominam, że nie można wierzyć w nagrody filmowe. (A jeśli jeszcze nie widzieliście Fargo - OD RAZU planujcie maraton).


A oba tematy zgrabnie połączy osoba Ricky’ego Gervais, tegorocznego gospodarza rozdania nagród. Wiedzieliście, że był korespondencyjnym kumplem Bowiego? Ja nie. (Poza tym: rozmawiać jednocześnie z Salmanem Rushdie i Davidem Bowie? Nigdy wcześniej nie myślałam, że będę zazdrościć życia panu Gervais).


Do kompletu dołączam kilka zdjęć w towarzystwie paru aktorek. Tilda! Czy to egoistyczne z mojej strony, że chcę usłyszeć co ma do powiedzenia o Bowiem? Pamiętam jej mowę upamiętniającą Dereka Jarmana, i był to jeden z najpiękniejszych tekstów o zmarłym, jaki zdarzyło mi się czytać. Zresztą, już jej mowa w marcu 2013, na otwarciu wystawy poświęconej Davidowi Bowie była przeurocza: 
And, alongside, when I was 12 - and a square sort of kid in a Round Pond sort of childhood, not far from here - I carried a copy of Aladdin Sane around with me - a full 2 years before i had the wherewithal to play it. The image of that gingery boney pinky whitey person on the cover with the liquid mercury collar bone was - for one particular young moonage daydreamer - the image of planetary kin, of a close imaginary cousin and companion of choice. It's taken me a long time to admit, even to myself, let alone you, that it was the vision and not yet the sound that hooked me up - but if i can't confess that here and now, then when and where?(…) Yet, I think the thing I'm loving the most about the last few weeks is how clear it now is - how undeniable - that the freak becomes the great unifier. The alien is the best company after all, for so many more than the few.






PS. A Lazarus, od którego premiery minęła mała chwila… jeszcze jakiś czas upłynie, zanim będę słuchać bez dreszczy.

Look up here, I’m in heaven
I’ve got scars that can’t be seen
I’ve gt drama, can’t be stolen
Everybody knows me now

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

© Agata | WS | X.